Zrobił to, co potrafi najlepiej

 Hedo Turkoglu był blisko odmienienia losów serii. Najpierw celna trójka na 48 sekund przed końcem spotkania dała remis po 93. 47 sekund później Hedo znowu dorwał się do piłki trafiając, wtedy się wydawało, zwycięski rzut. Było 95 – 93 dla gości. Już widziałem te nagłówki "Orlando wygrało drugi mecz w Cleveland", "Sensacja, drużyna Gortata coraz bliżej Finałów". Do końca spotkania została jedna sekunda. LeBron James (37 punktów, po raz 27 LBJ przekroczył 30 punktów w spotkaniu PO) dostaje piłkę, rzuca i trafia. Jest 96 – 95 dla Cleveland.

 Drugi mecz i drugi raz losy spotkania rozstrzygają się w końcowych sekundach. W tym spotkaniu Orlando pokazało, że 23 przewagi Cavs da się odrobić, napędzając solidnego "stracha" gospodarzom. 

 Nasz Marcin, jak już nakazuje tradycja, spędził na boisku 10 minut notując 4 punkty (2/2 z gry), 3 zbiórki oraz 1 blok.

 Tak, więc mamy remis w serii. Nawet mamy remis w małych punktach. Następne spotkania odbędą się w Orlando. Nic nie wskazuje na to, że zmieni się system rozstrzygania spotkań, do jakiego przyzwyczajają nas obie ekipy. Rzuty w końcówce i stan przedzawałowy w ostatnich minutach to jest to, co wszyscy kibice NBA kochają najbardziej. Jedna rzecz mnie rozsierdziła. Takimi słowy serwis ESPN rozpoczyna pomeczowy "recap": "Michael Jordan no longer has the most famous buzzer-beater in Cleveland sports history. The Shot has been topped."  Mowa tutaj o tym rzucie MJ’a

   I faktycznie dobrze, że Cavs mogli po dwudziestu latach wyzwolić się spod tej klątwy. Szkoda, iż w zamian Orlando straciło prowadzenie w serii.  "That guy is not in the league any more. The other 23 is on the good side now.", powiedział James. Może nie jest w lidze, ale rzut nad Craigiem Ehlo dalej będzie prawdziwym The Shotem. Nawet ten dorabiany symbolizm, iż LBJ miał trafić z odległości 23 stóp, nie pomoże (play-by-play podaje inną odległość – 25 stóp)