W Detroit źle się dzieje, czyli znowu o transferach.

 Kwame Brown wraca na Wschód ligi NBA. Jego nowym klubem w sezonie 2008/2009 będzie Detroit Pistons. Największe rozczarowanie ligi "podpisało" dwuletni kontrakt, wart 8 milionów dolarów. Czyżby Michael Curry liczy na "powstanie z popiołów" niefortunnego wyboru numer jeden w Drafcie 2001? To prawdopodobnie ostatnia szansa Browna na pokazanie swoich umiejętności, jęśli ją zmarnuje na zawsze pozostanie najgorszą draftową jedynką w historii NBA. Chauncey Billups wierzy w odrodzenie formy Browna, mówiąc że Pistons mają wszystko to czego potrzeba, a jedyną zmianą jakiej potrzebował klub to nowy szkoleniowiec. Joe Dumars nauczony przykładem Darko Milicica, powinien bardziej przemyśleć tą decyzję. 4 miliony dolarów rocznie, to nie wielka suma, jak na budżet Pistons. Jednak moim zdaniem, można ją wydać w inny sposób. 

 

 Los Angeles Clippers pozostają dalej aktywni pod względem ruchów transferowych w tym roku. Tym razem na ich celowniku pojawił się Ricky Davis. Davis, podobnie jak Brown, zgodził się na dwuletnią umowę (z opcją wycofania się po roku gry), wartą 4.7 mln dolarów. W zeszłym sezonie Davis grał dla Miami Heat gdzie zdobywał średnio 13.8 pkt/mecz.

 Denver Nuggets pozyskali z New York Knicks Renaldo Balkmana. W zamian do Big Apple powędrowali Taurean Green, Bobby Jones oraz wybór w drugiej rundzie Draftu 2010. Dla Greena będzie to trzeci klub w drugim sezonie gry w NBA, natomiast dla Jonesa będzie to aż szósta przeprowadzka. W swoim debiutanckim sezonie Jones wystąpił w pięciu różnych klubach.

 Europa jednak nie śpi. Nenad Krstic z New Jersey Nets przenosi się do Moskwy.Triumph Moskwa zaoferował Krsticowi umowę wartą 9 mln dolarów (za dwa lata gry).

 Zawodnik Nets jest siódmym graczem NBA, który przeniósł się na Stary Kontynent. Trzeba dodać, że w tej siódemce jest tylko jeden amerykanin (mowa o Joshu Childressie). I jak na razie, nie zanosi się żeby był kolejny. Mimo różnych starań ze strony europejskich teamów, żaden z zawodników NBA nie poszedł za przykładem Childressa. Ostatnio głośno mówiono o przejściu Delonte Westa, jednak zawodnik zerwał rozmowy z bliżej nieokreślonym klubem z Europy. Luol Deng oraz Ben Gordon (chociaż nie zaliczam ich do grona graczy z USA, bowiem obaj zgłosili chęć grania dla reprezentacji Wielkiej Brytanii) również zdecydowali, że pozostaną w lidze. W ich przypadku to bardzo logiczne, bo po pierwsze należa do graczy pierwszego garnituru ligi NBA. Po drugie, nawet jeśli Bulls nie zaoferują im odpowiednich kontraktów, to i tak znajdzie się klub, który z pocałowaniem ręki podpisze z nimi wieloletni, lukratywny, kontrakt. A takich sum europejski basket nie może zaoferować, przynajmniej na chwilę obecną.