Szósty mecz w drodze

 Lakers przetrwali mecz numer pięć. Podobnie jak w spotkaniu numer cztery, Lakers tracili dwucyfrową przewagę, w dodatku dwukrotnie. Za sprawą czterech trójek Kobe'ego (15 punktów w pierwszej "ćwiartce"), Lakers wyszli na 17-sto punktowe prowadzenie, wygrywając pierwsze 12-ście minut 39 – 22. W samym początku drugiej kwarty, Jordan Farmar (pan Michałowicz po pięciu spotkaniach, nie mógł nauczyć się tego nazwiska. Przy każdej okazji nazywał Farmara, Farmerem) popisał się wejściem pod kosz. Było 41 – 22. 19-ście punktów przewagi Lakers, w ciągu całej drugiej kwarty, stopniało do trzech punktów (pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 55 – 52 dla LAL). The Truth zdobył w tej części meczu 16-ście punktów (na 30 punktów zdobytych przez C's, w drugiej kwarcie).

 Na 10 minut 27 sekund przed końcem trzeciej kwarty Celtics, zdołali doprowadzić do remisu. Nawet wyszli na prowadzenie 58 – 57, po celnym trafieniu z linii osobistych przez Paula Pierce'a. Obie ekipy przez ponad 2 minuty wymieniały się prowadzeniem, aż do momentu kiedy Pau Gasol zaliczył akcję dwa + jeden. Po jednym celnym rzucie osobistym, Lakers prowadzili 65 – 62 i nie oddali prowadzenia do końca meczu. Z jednym wyjątkiem, kiedy to na 4 minuty i 35 sekund przed końcem spotkania, Kevin Garnett doprowadził do remisu, po 90. Jednak szybka odpowiedź ze strony Gasola, i było już 92 – 90 dla gospodarzy spotkania. Mecz numer pięc zakończył się wynikiem, 103 – 98.

 Wygrana Lakers nie zmienia faktu, że to dalej Celtics posiadają wszystkie atuty. C's prowadzą w serii 3 – 2, a jak historia NBA mówi, jeszcze nikt nie wygrał Finałów, przegrywając 1 – 3. Poza tym wszystkie pozostałe spotkania, o ile jakimś cudem dojdzie do meczu numer siedem, będą rozgrywane w TD Banknorth Garden.

 Lakers jednak trwają w przekonaniu, że odbędą się dwa spotkania. Wszystko tak naprawdę zależy od tych dwóch Panów.