Trochę czasu minęło od pamiętnej bójki w Detroit, i wydawać by się mogło, że Ron Ron zrozumiał, że zrobił źle i następnym razem pomyśli sto razy, niż wda się w jakieś rękoczyny. Oczywiście nie tylko Artest wtedy zawinił, ale od niego wszystko się zaczęło, to też dostał solidną karę od władz ligi , że o sprawach sądowych już nie wspomnę.
Artest od 2005 roku gra w Sacramento Kings, i jak do tej pory nie sprawiał większych kłopotów. Jednak do czasu, bo Ron Artest jest jak bomba z zapalnikiem losowym, wybucha kiedy zechce. Taki wybuch miał miejsce w ostatnim meczu, kiedy to Sacramento grali z Utah Jazz.
A może to nie przypływy gniewu, tylko narkotyki, albo środki o podobnym działaniu które, powodują, że Artest zaczyna zachowywać się jak King Kong. Jeśli dodatkowo Artest podziela zdanie swojego ex-kolegi z Indiany, Davida Harrisona , w sprawie kontroli antynarkotykowych w NBA, to możemy spodziewać się częstszych tego typu wybuchów. A w końcu Artest i Harrison brali udział w Palace Brawl, z tą różnicą, że Artest miał po tym meczu długie wakacje, a Harrison nawet nie został zawieszony za pranie kibica.