Marcin Gortat Camp 2009 w Warszawie

Hala OSiR przy ul.Obozowej 60 gościła piątą już odsłonę Campu Naszego jedynego reprezentanta w NBA. Szczerze powiedziawszy, to trochę bałem się ścisku, jaki miał ponoć miejsce w Katowicach. Na szczęście, bądź też nieszczęście, było stosunkowo mało ludzi.

Po krótkim przywitaniu i wytłumaczeniu dzieciom jak Marcin wita sie z Dwightem Howardem, nadszedł czas na rozgrzewkę.

Po rozgrzewce trenowano różne aspekty koszykarskiego rzemiosła. Podania, rzuty, kontrola nad niesforną piłką – wszystko pod okiem Gortata i jego pomocników. Na koniec szansa ogrania MG13 w grze jeden na jeden. Moim zdaniem impreza wyszła bardzo dobrze. Dzieciaki na pewno przez długi czas będą mówić i pamiętać o tym, jak było na warszawskim Kole. Początkowo, szczególnie podczas rozgrzewki, widać było, że dzieciaki ciut się nudzą. Gdy doszło do konkurencji sprawnościowych (oczywiście w podziale drużynowym) beztroska i znudzenie zamieniły się w prawdziwą walkę.

Mimo, że nie jestem specjalnie „za” campami zawodników, którzy są jeszcze na dorobku, uważam, że tegoroczna edycja nie będzie jednorazowym wybuchem na cześć wszechobecnej Gortatomanii. Najmłodszym nie trzeba aż tak wiele, żeby zarazić ich koszykarskim bakcylem. Może faktycznie, któryś z tych młodziaków [nie mylić z młodzikami ] (bądź młodziczek, bo dziewczynek było trochę) w przyszłości zajdzie daleko, wspominając w wywiadach, że jego przygoda z koszykówką rozpoczęła się podczas spotkania z Gortatem w Warszawie, Łodzi albo w Katowicach. Życzę tego wszystkim, zwłaszcza fanom Naszej słabiutkiej ligi. Sobie również.

A na koniec czas na kilka luźnych spostrzeżeń:

– Dzieci coraz bardziej przypominają mi bohaterów kreskówki Włatcy Móch. Kiedy jeszcze siedziałem na widowni, miałem przyjemność poobserwować kilku małych przedstawicieli tej szarańczy. Oczywiście Gortat mógł biegać w stroju Bruna, a takich trzech biło rekordy w jakiejś gierce na komórkę. Co kilkanaście minut padały pytania, kiedy stąd idziemy,

– Praca przed kamerą (zwłaszcza NA ŻYWO) nie jest taka łatwa. Miałem okazję być gościem Krzysztofa Sendeckiego z Orange Sport. Mimo, że było lekkie poddenerwowanie, bo to pierwszy mój występ w telewizji, dałem radę. Gdyby tylko nie było tak gorąco. W pewnej części wywiadu nie wiedziałem jak stać, żeby nie rozlać się na parkiet. Klimatyzacja na Kole nie istnieje!!!!

– Cóż lipiec to miesiąc kojarzący się z wakacjami, jednak można było się spodziewać większego zainteresowania ze strony kibiców. Sport.pl widzi to trochę inaczej, nie dajcie się zwieść – te zdjęcia nie pochodzą z dzisiejszej imprezy….

Tutaj kilka fotek, które udało mi się zrobić. Na Nokię N95 i tak dobrze wyszły….