Królewicz Davis i jego świta.

Nawet w najczarniejszych wizjach, nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Dallas Mavericks którzy, po zeszłorocznym finale, odgrażali się że tym razem sięgną po tytuł, zostali pożarci przez niedocenianią ekipę która cudem weszła do playoff….

[more]

 Ale cofnijmy się o pare tygodni, kiedy to sezon NBA dobiegał końca. Drużyna z Dallas grała swoje, wygrywając z kim się da kiedy się da. Miażdżąc przeciwników, Dallas mogli pochwalić się najlepszym bilansem w lidze (67 zwycięstw i 15 porażek) dokładając do tego najlepsze wyniki na wyjazdach jak i w swojej hali. Wszystko bylo na dobrej drodze, by powtórzyć sukces z zeszłego sezonu i wejdz spowrotem do finału najlepszej ligi świata.

 Z drugiej strony barykady jest, była, drużyna Golden State Warriors. Początek sezonu mieli nieciekawy, i własciwie wszystko wskazywało na to ze Golden mimo sporych aspiracji i starań trenera Nelson, nie wejdzie do play-off. Sytuacja zmieniła się diametralnie kiedy zbliżał się koniec sezonu. Warriors "rzutem na taśmę" wyprzedzili Los Angeles Clippers o dwa zwycięstwa, osiągając bilans 42-40 ("wojownicy" wygrali ostatnich pięć meczy z rzędu, natomiast w ciągu ostatnich 10 spotkań sezonu przegrali raz!).

 No i spotkali się, ułożeni i doświadczeni Mavs vs. nie obliczalni i mało doświadczeni Warriors. Eksperci nie dawali nawet cienia szans Warriors, prawdopodobnie sami Warriors w to nie wierzyli. Nadszedł czas sprawdzianu, który zdali "Wojownicy", ogrywając niespodziewanie zeszłorocznych finalistów 97-85 (w hali American Airlines Center gdzie Mavs przegrali tylko pięć spotkań!!). Rozpoczęły się spekulacje, że może może Mavs sa na "wylocie".

  Drugi mecz był zupełnie inny od pierwszego, gospodarze obudzili się i wygrali (również na ich terenie) 112-99. Do zwycięstwa tradycynie prowadziła trójka zawodników Nowitzki, Terry, Howard. To było normalne, ale niepokojący był fakt iż Baron Davis i Stephen Jackson zostali wyrzuceni z gry za przewinienia techniczne (oczywiście w odstępach czasu nie razem). Dawało to do myślenia, dzięki takim zachowaniom ala streetball nie da się ograć tak doświadczonej drużyny jaką jest ekipa z teksasu.

 Mecz numer trzy miał być potwierdzeniem tego, że pierwsze zwycięstwo Golden State było w 100% przypadkowe i nawet na własnym terenie Warriors nie powtórzą swojego wyczynu sprzed paru dni. Stało się ciut inaczej, bardzo ciut inaczej. Kibice drużyny z kalifornii, rozgrzali swoich "pupili" do czerwności dając im szóstego zawodnika na boisku, wszystko za sprawa dopingu oraz szansy pokonania wicemistrzów NBA. W takich warunkach grzech nie wygrywać, no i gospodarze wygrali 109-91. J-Rich zdobył 30 pkt. , dzielnie wspierał go Baron Davis dorzucając 24 oczka ( oprócz tego 5 asyst, 2 przechwyty i jeden blok). Po tym meczu coraz głosniej mówiło się o zbliżającej się niespodziance. Stan rywalizacji 2-1 dla Golden State Warriors.

 Mecz numer cztery również odbywał się ORACLE Arena, gracze Mavericks stawiali większy opór niż w poprzednim meczu, ale rozgrzana sala do czerwoności (a właściwie do "żółtości" bo kolor żółty to kolor koszulek graczy Warriors) znowu spisała się na medal. Z tego legalnego dopingu najlepiej skorzystał Davis zdobywając 30 punktów, oraz zaliczając 4 asysty, ( w tym dwie które przesądziły o losach spotkania pod koniec czwartej kwarty) 8 zbiórek, 2 przechwyty, 1 blok. Stan rywalizacji 3-1 dla Golden.

 Rywalizacja przenosi sie do Dallas, mecz piąty miał być szansą na odbicie się od dna druzyny Mavericks. Dirk Nowitzki miał szanse pokazać, że caly sezon zasadniczy który był jak bajka dla Mavs, nie był tylko fanabierią, lub fajerwerkiem dla ostraszenia przeciwników w marszu po tytuł NBA. Nowitzki musiał tez udowodnić, że jego kandydatura na MVP jest dalej aktualna (oczywiście MVP czyli Most Valuable Player jest przyznawany za osiągnięcia w sezonie zasadniczym, mecze play-off nie są brane pod uwagę). No i udowodnił, niosąc swoją drużynę do zwycięstwa na własnym terenie 118-112. Dirk zdobył 12 punktów (w sumie w meczu zdobył 30 punktów w końcówce czwartej kwarty, (Dallas w ciągu niespełna 3 minut i 10 sekund rzucili 15 punktów nie tracąc żadnego). 3-2 dla Warriors

 Nadeszła pora na mecz szósty. W NBA huczało od porównań drużyny Golden State do innych ekip które weszły do play-offs z ósmej pozycji i w pierwszej rundzie zmiotły rywali z jedynką. Mowa tutaj o Denver Nuggets i New York Knicks (Nuggets ograli w 1994 roku Seattle Supersonics, New York Knicks w 1999 wygrali w pierwszej rundzie z Miami Heat).

 Mecz ten rozgrywany był na terenie Dallas, przy równie głośnym dopingu a może nawet głośniejszym niz w ORACLE Arena, więc to Mavs byli teoretycznie w lepszym położeniu oczywiście pomijając wynik rywalizacji. Niestety zawiodł Dirk Nowitzki (jego skuteczność była nie do pozazdroszczenia 2/13 z pola) zdobywając tylko 8 punktów i zbierając 10 piłek. Ale jako, że w przyrodzie nic nie ginie Golden State bawili się w najlepsze. Stephen Jackson zdobyl 33 punkty (7/8 za trzy punkty), a Baron Davis, mimo kłopotów ze zdrowiem, dołożył 20 punktów, 10 zebranych piłek, oraz 6 asyst. Mecz zakończył się wynikiem 111-86 (4-1 dla GSW). Z drugie strony jak tu przegrać jak cały zespół Mavs miał 2 (slownie DWA) bloki i CZTERY przechwyty, ciut za mało prawda? Przegrali również w zbiórkach (50-38), o egzekucji rzutów za jeden punkt już nie wspomnę…

 I co teraz? Po całej euforii spowodowanej tą niespodzianką, pojawiają się następne pytania. Co z drużyną Dallas czy przetrwa ona w niezmienionym składzie czy też będzie jakaś roszada? Jak poradzi sobie Golden State Warriors w dalszych grach, niezależnie czy trafi na Houston Rockets czy Utah Jazz też nie będzie łatwo…Czy podzieli los Denver Nuggets z 1994 roku i odpadnie po 7 meczach w drugiej rundzie play-off, czy też pójdzie w ślady New York Knicks którzy dotarli aż do finału w 1999 roku.

 Masa pytań, prawie żadnych odpowiedzi tylko poszlaki które mogą wskazywać różne scenariusze. Właśnie dlatego NBA zadziwia i będzie zadziwiać.

 Tak więc panie Baronie i spółka do roboty!!