Chicago Bulls powinni grać całą serię w Bostonie. W hali mistrzów NBA potrafią coś z siebie wykrzesać, na własnym terenie przy hałasie ze strony własnej publiczności zdecydowanie wiedze się gorzej. Warunki były doskonałe do wykorzystania przewagi własnego terenu. Płatki róż rozsypane po całej hali United Center dla uhonorowania nagrody dla najlepszego debiutanta Derricka Rose’a, wszyscy w czerwonych t-shirtach z napisem See Red. Nic tylko wygrywać.
Celtics nie poddali się i pokazali dlaczego nie wolno lekceważyć rannego mistrza. Drużyna Doca Riversa wymusiła na ekipie Vinny’ego Del Negro 22 straty. Ze skutecznością 37,5 % nie można wygrać z takim przeciwnikiem Vinny, poprostu nie można.
Musiało być źle, skoro na boisku po stronie "zielonych" pojawił się Brian Scalabrine w swojej przepięknej białej opasce. Stephon Marbury też zobaczył trochę czasu gry. Ale jak się prowadzi ponad 30 punktami można pozwolić sobie na takie eksperymenty.
Podobny blowout spotkał ekipę San Antonio Spurs, która uległa w meczu numer trzy Dallas Mavericks 67 – 88. Momentami było to nawet bardziej żenujące lanie, niż to zafundowane bykom przez Celtics. 42 punkty po trzech kwartach ? WTF?!?!
Lakers niestety przegrali. Hirek Wrona pewnie jest siedz teraz zmartwion i wyklina Derona Williamsa.To własnie Deron zatopił "jeziorowców" rzutem na dwie sekundy przed końcem spotkania. Jazz wygrali ostatecznie 88 – 86. Następne spotkanie również w Salt Lake City. Będzie remis ?