Kobe załatwił Magic

Kobe Bryant i Los Angeles Lakers byli wczoraj Kryptonitem dla Dwighta Howarda (12 punktów, 15 zbiórek, 1/6 z gry!!!). Jak powiedział Stan Van Gundy: „There is nothing I liked„. I miał rację…

To prawda. W grze Magic nie było niczego, z czego można byłoby się cieszyć. Fatalna skuteczność w rzutach z gry (23/7729,9 %), idąca za tym kiepska skuteczność za trzy punkty (5/2334,8 %), przegrana walka na tablicach (41 – 55). Pierwsza piątka Magic trafiła tylko 11 z 46 oddanych rzutów. Dla porównania sam Kobe w tym spotkaniu trafił 16/34.

Nawet pojawienie się Jameera Nelsona po czterech miesiącach przerwy nie przechyliło szali zwycięstwa. Nelson wszedł na boisko w drugiej kwarcie spotkania. Wtedy wydawało się, że to właśnie Nelson będzie tym zawodnikiem, który zaskoczy Lakers. Trzy dobre podania w 3 minuty to za mało, żeby zszokować rywala i zapewnić zwycięstwo swojej drużynie. W całym spotkaniu Nelson zagrał 23 minuty zdobywając 6 punktów, 4 asysty i 2 zbiórki.

Zgodzę się z Maćkiem Kwiatkowskim. Najlepszymi zawodnikami w tym spotkaniu po stronie Magic byli zdecydowanie Marcin Gortat i Mikael Pietrus. Francuz zdobył najwięcej, bo 14, punktów po stronie Magic. Rzucał bardzo przyzwoicie (jak na cały swój zespół) – 5/13 z gry w tym 3/5 za trzy punkty.

Marcin zagrał 20 minut. Zdobył 4 punkty (2/4 z gry), 8 zbiórek, 2 przechwyty, 4 bloki (w tym jeden całkiem ładny bloczek na Bynumie).

A Lakers ? Gospodarze mieli szansę zobaczyć Kobe’ego Bryanta w formie adekwatnej do trzech liter skandowanych przez publikę w Staples Center. MVP! 40 punktów (16/34 z gry), 8 zbiórek, 8 asyst, po 2 bloki i przechwyty.

Phil Jackson musiał być również zadowolony ze swoich „wielkoludów„. Gasol i Bynum stawiali czynny opór masie Howarda. Wreszcie mogliśmy zobaczyć Andrew Bynuma, który gra dobrze i mocno się stara. To był zdecydowanie najlepszy występ Bynuma w tegorocznych Playoffs.

Jeśli Magic nie zmienią strategii następne spotkanie (już w nocy z niedzieli na poniedziałek o kolejnej ludzkiej porze – 2 w nocy) będzie wyglądał podobnie. Brak podwojenia przy Howardzie, brak odegrania do „trójkowników„. Może SVG wreszcie zrobi to, co próbował nieśmiale w czwartej kwarcie ? Czyli wyjście Howardem i Gortatem w piątce ? Na konferencji prasowej Stan Van Gundy odpowiedział na takie pytanie, szybkim i zdecydowanym, nie. Do niedzieli może zmienić zdanie. Co innego mu zostaje ?