Grant Hill był jednym z najwszechstronniejszych koszykarzy lat 90. Wywarł wpływ na NBA pod względem popularności. Zdarzyło się nawet, że został wybrany do pierwszej piątki Wschodu na Mecz Gwiazd z większą liczbą głosów niż Michael Jordan. Dwukrotny mistrz NCAA wszedł do najlepszej koszykarskiej ligi świata z drzwiami i futryną, lecz później nabawił się kontuzji, która wyhamowała jego karierę. Mimo to wrócił do gry i dostał się do koszykarskiego panteonu. Jak mu się to udało? Dowiedz się, sięgając po książkę „Grant Hill. Gra. Autobiografia”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN i już dziś ma oficjalną premierę.
Autobiografia Hilla jest dostępna na https://bit.ly/gra-hill
Fragment książki:
Pozaboiskowe zamieszanie trwało. Matt Dobek, nasz specjalista od PR-u, jako pierwszy zasugerował, że mógłbym trafić do drużyny gwiazd.
Nie miał na myśli przypadkiem meczu debiutantów? Rok wcześniej liga postanowiła zacząć organizować turniej dla pierwszoroczniaków.
– Nie – odpowiedział. – Chodzi mi o Mecz Gwiazd.
Wyśmiałem go.
Potem liga po raz pierwszy ujawniła wyniki głosowania kibiców. Jakimś sposobem zebrałem najwięcej głosów w całej NBA. Myśl o występie w podstawowym składzie jako debiutant była niesamowita. Z każdym kolejnym ogłoszeniem wyników stawała się ona coraz bardziej realna – wciąż pozostawałem na pierwszym miejscu. Na razie Fila zaopatrywała mnie w buty Spoiler, cały czas pracowaliśmy jednak nad moim spersonalizowanym modelem. Październikowe szkice przerodziły się w listopadowe prototypy. Były czyste i gładkie, niemal całe białe z drobnymi czerwonymi i niebieskimi akcentami. Czułem się, jakbym miał na stopach włoskie sportowe auto. Najważniejszy był jednak dla mnie głos chłopaków z drużyny, a oni wszyscy przyznali, że są spoko.
Kiedy opublikowano ostateczne wyniki głosowania, oficjalnie stałem się pierwszym debiutantem, który zdobył najwięcej głosów w lidze. Fila mądrze postanowiła, że nie będzie lepszego momentu na premierę moich butów niż Meczu Gwiazd.
Po naszym ostatnim spotkaniu przed przerwą na Weekend Gwiazd Fila wysłała mnie czarterowym samolotem do Nowego Meksyku, na plan mojej pierwszej dużej reklamy dla firmy. Byliśmy w samym sercu Zagłębia Tularosa, gdzie podziwialiśmy jedne z najpiękniejszych cudów świata – połyskujące białe piaski. Były cudowne, nieskończona plaża bez oceanu. Ta sceneria wydała mi się znajoma. Boyz II Men dopiero co skończyli kręcić w tym miejscu teledysk do piosenki Water Runs Dry.
Fila umieściła na środku pustyni boisko do koszykówki. Przez osiem godzin kozłowałem piłkę i pakowałem ją do kosza, kozłowałem i pakowałem, zmieniały się tylko ujęcia. Bieg. Podskok. Bieg. Podskok. Byłem wyczerpany. Liga wie, co robi, zarządzając przerwę. Słońce zaszło, temperatura spadła, a ja wciąż miałem na sobie tylko koszulkę bez rękawów i szorty.
„Trzeba wiele z siebie dać, żeby zostać marką”.
Cięcie!
Wreszcie poleciałem do Phoenix na najważniejszy mecz sezonu zasadniczego. Na miejscu dzieliłem szatnię z gośćmi, których wciąż podziwiałem. Do tego czasu jednak zdążyłem już zagrać przeciwko nim.
Joe Dumars też tam był. Podobnie Patrick Ewing, wciąż winny mi pieniądze za pizzę. Byli tam również Alonzo Mourning i Larry Johnson, przeciwko którym grałem na studiach. Nie byłem już jednak tym dzieciakiem z La Jolla, mierzącym się ze Scottiem Pippenem. Teraz grałem z nim w tym samym zespole, jego szafka znajdowała się obok mojej.
W piątek obydwie drużyny się spotkały, a ja dzieliłem pokój z takimi graczami jak Shawn Kemp, Gary Payton czy Karl Malone.
Jako debiutant zdobywałem najwięcej punktów, asyst i zbiórek w swojej drużynie. Wciąż czułem się, jakbym nie pasował do miejsca, w którym się znalazłem, jakbym odstawał od reszty zawodników. Nie mogłem się poszczycić podobnym CV co oni i martwiłem się, że mój udział w meczu jest jedynie wynikiem konkursu popularności. […]
[…] Wątpliwości nie przeszkodziły mi w cieszeniu się tym weekendem. Ledwie sześć lat wcześniej tata zabrał mnie na Weekend Gwiazd w Houston. Siedzieliśmy w hotelowym lobby i patrzyliśmy, jak moi idole przechadzają się po korytarzu.
Teraz uczestniczyłem w spektaklu, spotykałem się z celebrytami, ciągle mnie gdzieś zapraszano. Promowałem też swoich nowych partnerów, McDonald’s i Sprite’a, jednocześnie próbując zadbać o to, żeby moi znajomi dobrze się bawili. W ten weekend premierę miała także moja pierwsza reklama Sprite’a. Sam mecz pamiętam jak przez mgłę.
Pierwszy model moich butów cieszył się dużą popularnością, większą niż w projekcjach przedstawionych przez Filę i większą, niż się spodziewałem. W moim debiutanckim sezonie sprzedało się półtora miliona par, najwięcej od czasu pierwszych Jordanów, wypuszczonych na rynek dekadę wcześniej. Nawet dzisiaj te liczby mnie zadziwiają.
O książce:
Detroit Pistons, wyzwanie rzucone Jordanowi i tragiczna kontuzja. Wspomnienia legendy NBA lat 90.
Zawsze miał talent. W ciągu czterech lat spędzonych na Uniwersytecie Duke poprowadził drużynę do pierwszego w historii uczelni mistrzostwa NCAA, obrony tytułu i wicemistrzostwa. Gdy dołączył do Detroit Pistons, stał się jednym z najlepszych graczy w NBA. Był pierwszym zawodnikiem, który rzucił wyzwanie Michaelowi Jordanowi nie tylko jako najlepiej zarabiającemu koszykarzowi w lidze, ale i jako marce. Odrzucił ofertę Nike na rzecz tej złożonej przez Filę, a niedługo później Method Man i Tupac Shakur nosili jego buty.
W książce Grant Hill szczerze pisze o kruchości sportowej kariery i izolacji spowodowanej rosnącą sławą. Rodzice, przyjaciele, a także miłość jego życia – piosenkarka Tamia – sprawili, że woda sodowa nigdy nie uderzyła mu do głowy. Żona i dwie córki były dla niego opoką, gdy brutalna i tajemnicza kontuzja zagroziła jego karierze, co dodatkowo zbiegło się w czasie z poważnymi problemami zdrowotnymi Tamii.
To szczera, wnikliwa i pełna błyskotliwych refleksji autobiografia, w której Hill relacjonuje również najważniejsze wydarzenia, które miały miejsce po zakończeniu przez niego kariery, między innymi przyjęcie do Galerii Sław czy pracę w roli współwłaściciela Atlanta Hawks oraz dyrektora reprezentacji USA. W najtrudniejszych momentach Hill szukał u innych inspirujących opowieści o pokonywaniu przeszkód. Teraz, dzięki tej książce, odwdzięczył się tym samym.
Książkę polecają:
Inspirująca i momentami dość trudna historia gracza, który wchodził do NBA z łatką „drugiego MJ-a”. Błogosławieństwo okazało się klątwą, a fenomenalny początek kariery – pasmem kontuzji i niekończącą się walką o odnalezienie siebie na nowo.
Łukasz Szwonder, KeepTheBeat
Miałem przyjemność przeprowadzić z Grantem Hillem wywiad podczas mistrzostw świata w Manili. Gdybym wtedy znał tę książkę, to właściwie nie miałbym o co pytać. Historia Hilla ma zarówno piękną część, gdy ten miał przejąć od Michaela Jordana status twarzy NBA, jak i tragiczną, naznaczoną operacjami stopy, które załamały mu karierę. Dzięki tej książce poznajemy perspektywę głównego bohatera tych wydarzeń. Jest ciekawie!
Karol Śliwa, strona Karol Mówi
Jedna z najbardziej wyczekiwanych biografii gwiazd NBA lat 90. Losy pierwszego „następnego Michaela Jordana”, opisane z perspektywy samego bohatera, wyjaśniają wszystkie „czy” i „dlaczego” w jego karierze i życiu. Gra odkrywa też inny, nieznany dotąd talent Granta Hilla – lekkie pióro, intrygujące i nakłaniające do przeczytania całej książki jednym tchem.
Michał Górny, Podcast Specjalny/Świat Koszykówki
Miał być następcą Michaela Jordana i legendą NBA, ale jego karierę pokrzyżowały kontuzje. Grant Hill, skromny chłopak z dobrego domu i wybitny koszykarz, opowiada o dniach chwały, ale też o najtrudniejszych momentach w życiu, dając mnóstwo inspiracji.
Krzysztof Sendecki, Podcast Probasket
Grant Hill to człowiek wielu talentów. W latach 90. stał się jedną z największych gwiazd NBA, a miliony fanów basketu chciały pić sprite’a i robić wsady tak jak on. Jego autobiografia to historia o niestrudzonym wojowniku, który osiągnął wieczną chwałę.
Marcin Mendelski, Nieobiektywny kibic