God damn it !!!!

 Miało nie być Gordona, lecz się pojawił. Miało być manto, była trzecia dogrywka w tej serii (pierwszy raz w historii NBA Playoffs w jednej serii były trzy dogrywki). Było cholernie blisko wyrwać Mistrzom cenne zwycięstwo przed własną publicznością. To są te chwile, kiedy nie tyle, co wiadomo, że losy spotkania wiszą na włosku, tylko to poprostu czuć. Niestety (patrząc z perspetywy Ultrasa Bulls) Paul Pierce dostał piłkę w ostatnich sekundach dogrywki. Było po 104.

 
 Mimo zwycięstwa Celtics zdają sobie napewno sprawę, jak ciężko było wygrać z "bykami". Gordon i Hinrich byli na posterunku, John Salmons również miał momenty dobrej gry. Derrick Rose robił to co zawsze, czyli ganiał do upadłego w swoich rajdach pod kosz, które to kończyły się różnie jednak były bardzo potrzebne. Noah zachowywał się bardzo dobrze na tablicach. Tylko… Zabrakło tego czegoś. Ciężko powiedzieć czego. Może lepszej obrony w czwartej kwarcie, kiedy to Bulls prowadzili nawet 10 punktami ? Może lepszej obrony Paula Pierce’a ? Nie od dziś wiadomo, kto zabiera się za końcowe rzuty. Zwłaszcza, gdy w końcówce brak jest Ray’a Allena (w połowie ostatniej ćwiartki zaliczył swoje szóste przewinienie). Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Vinny Del Negro uczy się własnych blędach i wyciąga właściwe wnioski.
 

 
 Poza meczem Bulls – Celtics byliśmy świadkami wyeliminowania San Antonio Spurs z Playoffs. Ich oprawcy, ekipa z Dallas, wygrała 106 – 93. Tym samym Mavs posłali Tima Duncana na wcześniejsze, niż zwykle, wakacje.
 
 
 Orlando Magic wreszcie pokazali pazur. Dwight Howard (24 punkty, 24 zbiórki) potraktował ten mecz poważnie, zadając chłam tym, którzy mówili, że brak w nim tej sportowej agresji. Miejscami było nawet jej aż za dużo.Czyżby to mała zemsta za to, co wydarzyło się w meczu numer dwa ?
 
 
 Gortat w tym meczu zagrał 10 minut zdobywając 6 puntków, zbierając 5 piłek.
 
 W ostatnim spotkaniu tej nocy Portland Trail Blazers przedłużyli swoje nadzieje na awans do drugiej rundy PO, wygrywając z Houston Rockets 88 – 77.
 
 PS.