[Finały 2018 GM1] Gdzie diabeł nie może, tam Smitha pośle!

24 godziny przed meczem numer jeden tegorocznych finałów NBA. W jednej z bocznych alejek w centrum Cleveland człowiek w kapturze wsiada na tył limuzyny. W środku facet używający nadmiernych ilości brylantyny uśmiecha się pod wąsem i daje „zakapturzonemu” kopertę. Po kilku minutach człowiek z kapturem na głowie wysiada z auta. Samochód odjeżdża, jegomość zagląda do koperty. Oprócz sporej ilości gotówki w kopercie była kartka „Teraz tylko załatwisz ten mecz i będziemy kwita”…

Oczywiście, że tak nie było jednak patrząc na to, co robił w tym meczu J.R. Smith można odnieść wrażenie, że to nie było zwykłe gapiostwo, tylko efekt środków odurzających lub dużej ilości Hennessy. Jednocześnie jest to świetna metafora tego, co, pokazywali w tym sezonie koledzy LeBrona. Żadnego hate’u, po prostu ktoś musi zrobić zawsze źle.

To tym bardziej frustrujące z punktu widzenia kibica Cavs (nie mówię o sobie), czy nawet kibica koszykówki samej w sobie (mówię o sobie). Cała drużyna stara się nie dać „zjeść” przez przeciwnika, zwłaszcza w trzeciej kwarcie, w której Warriors zawsze starają się dobić przeciwnika. Nie wspominając o tym, co musiał czuć LeBron James.

To sławne ujęcie Króla rozkładającego ręce pokazuje w idealny sposób obraz tego, co dzieje się w tym sezonie (a dokładniej w tegorocznych PO) w Cavs.

Pozostawiając z boku temat ostatnich blisko 40 sekund spotkania, Cavaliers dawali sobie świetnie radę i wbrew wszystkim prognozom pokazali, że mogą nawiązać walkę z gospodarzami meczu otwarcia. Używanie liczby mnogiej w tym przypadku to pewne nadużycie, mimo wszystko Cavs zagrali dobry mecz.

Spora w tym zasługa nieskutecznych prób wypełnienia luki po kontuzjowanym Iguodali. Widzieliśmy to już podczas końcówki finału konferencji zachodniej, teraz widzimy to jeszcze wyraźniej. Kevon Looney czy Jordan Bell nie są w stanie dać tyle samo w obronie. Wykorzystywali to Rockets i zdaje się, że tego samego próbować będą Cavaliers.

Tak czy inaczej, byliśmy świadkami świetnego meczu otwarcia, który wbrew opiniom „internetu” może być ostatnim meczem w tej serii. Sporo kontrowersji, walka, mecze rozgrywane w ostatnich minutach/sekundach – tego możemy spodziewać się przez resztę serii. Chyba że…

Warriors zaczną przypominać Warriors, trafiając wszystko zza łuku, by rozstrzygnąć wynik w trzeciej kwarcie meczu. Natomiast Cavs poddadzą się po tym pierwszym meczu, skazując Smitha psychologiczne na stracenie. James mówił, że nikt już nie myśli o tym, co stało się w końcówce, jednak nikt tak do końca w to nie wierzy.

Pamiętacie Orlando Magic – Houston Rockets i traumę Nicka Andersona? No właśnie.