Pamiętacie takiego zawodnika, jak Eddie Robinson ? Ja zapomniałem, jednak oglądając na nowo jego archiwalne akcje z Hornets i Bulls wszystkie wspomnienia wróciły. No może słowo „wszystkie” to przesada, bo Robinson aż takiej marki na rynku NBA sobie nie wyrobił. E – Rob nie został wybrany w Drafcie 1999 roku, jednak znalazła się ekipa, która postanowiła zatrudnić zawodnika University of Central Oklahoma. W ciągu dwóch pierwszych sezonów spec od dunków zdobywał średnio nieco ponad 7 punktów na mecz. W roku 2001 Jerry Krause postanowił w poczet „przyszłych sukcesów” zapłacić Robinsonowi za pięć lat gry 32 miliony dolarów. Okazało się to kolejną „dziadowską” inwestycją w wykonaniu staffu z Chi – Town. Robinson miał kłopoty z kontuzjami (opuścił ponad 100 spotkań w trzech sezonach gry dla Bulls), dodatkowo sprawiał problemy kadrze trenerskiej. W 2004 roku nowy menadżer Bulls John Paxon przepchnął projekt wykupu dwóch ostatnich lat umowy Eddie’ego. Od tamtej pory Robinson w lidze się nie pojawił. W 2006 roku został wybrany w drafcie do Development League (16 wybór należący do Idaho Stampede). Po sezonie został zwolniony (15 punktów na mecz). Dwa lata temu znowu został wzięty pod uwagę w Drafcie do ligi pomocniczej. Tym razem starali się o niego Albuquerque Thunderbirds (14 wybór w piątej rundzie Draftu), jednak do podpisania umowy nie doszło.
Szkoda, że ślad zaginął po Robinsonie. Swojego czasu był jednym z moich ulubionych dunkerów w lidze. Tak to czasem bywa – potencjał nie idzie w parze z sercem do gry oraz z przypadłościami zdrowotnymi (nie potrzebne skreślić).