Dr. Dre i Stefanek bohaterami wieczoru

 Lakers rozsmarowali Rockets 40 punktami. Jest to pierwsza taka wygrana Lakers od 1986 roku, kiedy to podobnie zmieszali z błotem San Antonio Spurs w pierwszej rundzie PO. Drużyna Phila Jacksona pozwoliła Rakietom pohasać jedynie przez ok. 9 minut ry, jak równy z równym. Potem mecz odbywał się praktycznie na "jeden kosz". Zamiast walki, do jakiej przyzwyczaiły Nas w tegorocznym postseasonie "rakiety" mogliśmy jedynie podziwiać ich smutniejące, z kwarty na kwartę, twarze. Z czasem główną atrakcją były gwiazdy showbizu zebrane na trybunach Staples Center.

 Jeziorowcy wreszcie uruchomili Andrew Bynuma, który zdobył przyzwoite 14 punktów i 6 zbiórek. 26 punktów zanotował Kobe Bryant.

 

 Te przyzwoite 14 punktów Bynuma było jednocześnie największą zdobyczą punktową po stronie gospodarzy. Tyle właśnie zanotował Aaron Brooks, bohater spotkania numer cztery. W piątym meczu ślad po bohaterskich czynach uciekł tam, gdzie uciekła skuteczność drużyny. 32,5 % z gry, w tym 17,5 % za trzy punkty. Tak się spotkań nie wygrywa. Jedynym pozytywnym akcentem było pojawienie się Jamesa White’a na boisku. Niestety, w moim mniemaniu jeden z najlepszych dunkerów ostatnich lat, w ciągu 6 minut spędzonych na parkiecie zebrał jedną piłkę w ataku, jedną piłkę stracił, rzucił sześć razy (w tym raz za trzy) ani razu nie trafiają. 

 W Bostonie po raz kolejny mogliśmy być świadkami schematu – Celtics przegrywają i wygląda na to, że wygrywający "dowiozą" wynik. Później okazuje się, że im bliżej gwizdka kończącego spotkanie, tym Celtics bardziej odrabiają straty lub zyskują prowadzenie. Ważnym elementem w tym schemacie jest anonimowa postać, która wyłania się w czasie spotkania dając ostrego kopa drużynie (w pozytywnym znaczeniu). Teraz czynnikiem X stał się Stephon Marbury. Jego 12 punktów w pierwszej połowie czwartej kwarty utrzymało Celtics na powierzchni.

 Potem stało się to, co nazwałem schematem. Celtics przegrywali 10 oczkami na 5:39 min przed końcem spotkania. Po następnych czterech minutach aktualni mistrzowie prowadzili już jednym punktem. W sumie w ostatnich 6 minutach i 6 sekundach tego spotkania Celtics dali sobie rzucić jeden rzut z gry. Być na deskach i wygrać 92 – 88. Po takiej grze poznaje się prawdziwych mistrzów.

 Polak zdobył w tym spotkaniu cztery punkty (2/3 w rzutach z gry), notując po zbiórce, bloku i przechwycie. Wszystko w ciągu 11 minut spędzonych na parkiecie.