Where end of the dreams happens

 Boston Celtics wreszcie zaczęli grać swoje. Wreszcie udało im się znokautować przeciwnika. Fanom "byków", w tym również mnie, śniła się kolejna potyczka okraszona dogrywką/dogrywkami. Niestety Bulls wystrzelali się już w pierwszej kwarcie, dając szybko się wyprzedzić w drugiej ćwiartce spotkania. Po jedenastu minutach z 10 punktowej przewagi Bulls (po minucie drugiej kwarty wynik brzmiał 33 – 23 dla gości) zrobiło się 39 – 52. Celtics do ostatnich minut spotkania kontrolowali wynik. Podopieczni Vinny’ego Del Negro starali się jeszcze wrócić. W czwartej kwarcie tracili tylko trzy punkty do "zielonych". Jednak bezskutecznie. Spotkanie zakończyło się wynikiem 109 – 99 dla C’s, i to właśnie drużyna Doca Riversa zmierzy się z Orlando Magic w drugiej rundzie PO.

 Bulls tym samym przegrali swoje szóste (wyjazdowe) spotkanie #7 w historii organizacji. 0 – 6 to właśnie bilans spotkań numer siedem. Doprowadzenie do spotkania numer siedem jest i tak nie lada wyczynem. Nikt przecież nie liczył na taki rozwój wypadków. Celtics mieli szybko i bezboleśnie przemknąć do drugiej rundy. Miało nie być tych siedmiu dogrywek, ba nawet typowanie pięciu spotkań w serii spotykało się z zaskoczeniem wśród ekspertów. 

 Miejmy nadzieję, że emocje się nie skończą. Chociaż wolałbym więcej "dreszczyków" z udziałem Bulls. Pojedynek Orlando – Chicago wyglądałyby interesująco. Joakim Noah, Derrick Rose, John Salmons, Kirk Hinrich, Ben Gordon oraz Brad Miller – tym Panom należą się szczególne podziękowania. To ich zasługa, że seria nie skończyła się po czterech, bądź pięciu spotkaniach. 

 Zapraszam na blog enbiej.blox.pl, gdzie w notce "Celtowie grają dalej !" możecie sprawdzić Top 10 tej historycznej serii.