Playoffs 2018 czas zacząć!

Niech to się zacznie!. Nawet jak ma być nudno i bez zaskoczeń, ale niech wreszcie wystartuje! Mam już dość mówienia i rozmyślania na temat tegorocznych gier posezonowych. Moje typy możecie sprawdzić w ostatniej Przerwie Na Żądanie EXTRA oraz Podcaście Specjalnym Live #10.

Mimo to jest kilka spraw, którym warto się przyjrzeć przed rozpoczęciem pierwszej rundy.

1. Do zobaczenia czy do widzenia?

Tegoroczne playoffs mogą być jednym z ostatnich w najbliższych kilku latach. Po tym sezonie może wiele zmienić się w San Antonio, Cleveland czy Oklahomie i składy tych zespołów mogą zostać zdegradowane z pozycji „contederów” na „walczących o TOP8” w swoich konferencjach. Wiem – to brzmi jak dziwne proroctwo, lecz każda z tych ekip ma swoje kłopoty, których rozwiązaniem może być rozpad składu. Kawhi w SAS, LeBron w Cle czy PG w OKC – te nazwiska mogą zmienić swój „kod pocztowy” tego lata.

2. Młodość jest „for real”?

Philadelphia I Utah to dwie młode ekipy, które szturmem weszły do PO. Czy to coś oznacza? Zdecydowanie tak! Zmiana pokoleniowa to może jeszcze pieśń przyszłości, ale z kolejnymi sezonami będziemy widzieli więcej młodych gniewnych niż do tej pory.

3. Kontuzje

Chciałoby się rzec – klasyk! Niestety po raz kolejny wchodzimy w fazę gier posezonowych i cześć z najważniejszych elementów tegorocznej układanki p.t. „Kto zdobędzie mistrzostwo NBA anno domini 2018”. Golden State bez Curry’ego, Spurs bez (chyba) Leonarda, szpital w Cleveland. Czy będzie to miało wpływ na końcowy wynik? Czy wypaczy to stan faktyczny ekip startujących w walce o mistrztwo?

4. Houston Davidem czy Goliatem?

Houston Rockets są pierwszą od kilku sezonów ekipą, która w największym stopniu może zagrozić Warriors w obronie tytułu mistrzowskiego. To oczywiście mogą być mrzonki i GSW przejadą się po całej lidze, śmiejąc się wszystkim w twarz po szybkim Finale. Jednak wierzę, że NBA stała się z różnych przyczyn na tyle konkurencyjna, że Warriors nie są tym samym potentatem co sezon-dwa sezony temu. Brak rytmu, nadawania tonu lidze może odbić się szerokim echem. Warriors poza ewidentnymi atutami górującymi ponad resztą klubów NBA zawsze wywierali wrażenie największego zła, które może spotkać każdego przeciwnika. Wiedząc o tym, że mogą rzucić kilka trójek w przeciągu 10-15 posiadań żaden oponent nie był pewien czy obrona ma sens. Genialny ruch piłki otwierał wszystkie możliwe pozycje, uzależniając zdobycie punktów od jednego prostego „ale” – dyspozycji rzucającego z najlepszej możliwej pozycji.

5. Czy to ostatnie takie po?

Za rok liga będzie starała się wprowadzić usprawnienia dotyczące awansu do TOP16 po sesji regularnej. Także cieszmy się tym formatem, póki możemy. Nie wiemy jakie zmiany przyniesie kolejny sezon.