Dwyane Wade wrócił do gry. Co prawda nie wyszedł w pierwszej piątce, ale wyszedł na boisko pod koniec pierwszej kwarty. W ciągu swoich 25 minut spędzonych na boisku, zdobył 15 punktów (5 – 9 w rzutach z gry), oraz zaliczył 5 asyst. Niestety Miami Heat uległo Seattle SuperSonics 104 – 95. Wiadomo, nie należało spodziewać się cudu, bo D-Wade po raz ostatni był na boisku podczas playoffs (podczas porażki z Chicago Bulls 0 – 4), a przez całe wakacje dochodził do siebie po operacji kolana oraz barku. To i tak dobry występ, mimo porażki drużyny. A ogólnie wiadomo, że nikomu nie udaje się pierwszy skok.
Powstaje tylko pytanie, czy drużyna Heat będzie grała lepiej, niż do tej pory. Dobrym znakiem jest to, że Heat podczas porażki ze Seattle zdobyli więcej punktów, niż średnio przez ostatnie 7 spotkań (najgorszy wynik w lidze w średniej zdobytych punktów na mecz – 83,3). Z drugiej strony, dali rzucić przeciwnikom 61 punktów w pierwszej połowie spotkania, co jest najlepszym wynikiem obecnego sezonu, lecz zdecydowanie nie ma się z czego chwalić. Tylko czas może odpowiedzieć na te pytania, ale podobnie jak kolega , uważam D-Wade’a za jednego z najlepszych zawodników ligi i życzę mu jak najlepiej. Oby Miami Heat nie byli ekipą na jeden sezon mistrzowski.
Drugim powracającym z "dalekiej podróży" jest Ron Artest, który dopiero wczoraj pierwszy raz wyszedł na boisko w nowym sezonie. Artest musiał pauzować przez siedem spotkań, z powodu jego zachowania poza parkietem. Podobnie jak team Wade’a, drużyna Artesta przegrała z przeciwnikami, dając im pierwsze zwycięstwo w tym sezonie (mowa tutaj o Minnesocie Timberwolves). Kings przegrali 103 – 108, a Ron zdobył 17 punktów, zebrał trzy piłki oraz miał sześć asyst.
Natomiast Tracy McGrady w meczu przeciwko Los Angeles Lakers (przegranego przez Rockets 90 – 93) doznał kontuzji łokcia, która to prawdopodobnie spowoduje dłuższą przerwę w grze dla T-Maca. Oby na krótko, bo świeżo upieczony zawodnik tygodnia, czyli Yao Ming (obok Kevina Garnetta), może mieć kłopoty z niesiem ciężaru gry. Nikt nie chce przecież patrzeć na łzy T-Maca, po nieudanym sezonie, jak miało to miejsce pod koniec zeszłorocznych playoffs, prawda?